Spodnie trekkingowe. Niby takie oczywiste a jednak…
Wielu początkujących turystów powie: "Jeansy wystarczą”, a Beskidy czy Tatry to nie Himalaje. Ale czy rzeczywiście?
Mowa tu o jednym z podstawowych elementów ubioru i wyposażenia, które potrafią nieźle denerwować podczas wycieczki górskiej. Bywa, że za sztywne i gdzieś obcierają, nie chcą wyschnąć po lekkim deszczu, ciągną przy podchodzeniu, albo naszycia na kolanach powodują dyskomfort i zastanawiamy się, po co nam one, skoro przeszkadzają bardziej niż się przydają.
Też tak mieliście kiedyś? Borykałem się z tymi problemami do czasu, aż nie wypróbowałem modelu Salewa z serii Terminal z materiału Durastretch. Bardzo elastyczne, szybko schną nawet po intensywnych opadach deszczu, a zarazem bardzo dobrze chronią przed podmuchami wiatru, co jest niewątpliwie wielka zaletą. Nigdy mnie nie obtarły, nie mają zbędnych naszyć, gdyż materiał sam w sobie jest bardzo wytrzymały, a kiedy robi się za ciepło można po prostu podciągnąć nogawkę pod kolano i zaciągnąć ściągacz... i mamy 3/4.
Wady? Są i nie będziemy tego ukrywać. Nie są to bowiem spodnie na upały, gdy słońce grzeje, a termometry pokazują ponad 25 stopni Celsjusza. Wtedy trzeba poszukać jednak czegoś lżejszego, bardziej przewiewnego. Osobiście używam ich za to nawet w temperaturach ujemnych z dodatkową bielizną i też "dają radę". Śnieg im nie straszny. Ich zalety docenili ratownicy TOPR już lata temu i nadal używają tego modelu.
Terminale należą tzw. hitów sprzedażowych Salewy, więc nieustannie są modyfikowane i ulepszane, mają dodatkowe cyferki i oznaczenia, ale zawsze będą to stare dobre terminale. U nas można znaleźć je tu: https://tiny.pl/tzs1r