Rowerowe ultrasy cz. 1, Polska. Gdy maraton to za mało
O ile imprezy ultra w środowisku biegaczy już na dobre wpisały się w biegowy kalendarz, a długie (lub bardzo długie) dystanse zdziwić mogą już tylko zupełnego biegowego laika, o tyle krajowe imprezy dla ultrasów rowerowych zaczynają się dopiero rozwijać. Jednak to bardzo szybki i intensywny rozwój i spragnieni długodystansowej przygody rowerzyści mogą być w pełni zadowoleni. Subiektywny wybór niektórych z tych imprez przedstawiamy poniżej.
I choć znaczna część ultramaratonów kolarskich w tym sezonie przeszła już do historii, warto jednak już dziś pomyśleć o sezonie przyszłym. Tego typu zawody wymagają nie tylko zaplanowania urlopu ze znacznym wyprzedzeniem, ale również – i przede wszystkim – przygotowania formy. Jeśli więc podobny pomysł zaświtał Wam w głowie, dobrze jest po chwili roztrenowania zastanowić się nad najlepszym dystansem i… zacząć przygotowania.
Pod znakiem przygody
Imprezy organizowane są w stylu bikepackingu, zorientowane na samowystarczalność uczestników. Liczy się więc hart ducha, kolarska zawziętość i umiejętność minimalistycznego spakowania się. Wszystko odbywa się bez wsparcia z zewnątrz – na trasie trzeba sobie radzić samemu. Choć początkowo może się to wydawać nieludzkie, w rzeczywistości wcale takim nie jest. Człowiek nie czuje się samotny, bo wszelkie niedole wyścigu (zachwyty nad trasą również) zawsze można podzielić ze współtowarzyszami rowerowej (nie)doli.
Na trasie można spać na kwaterach (ale ich rezerwacja przed startem imprezy jest niedopuszczalna), namiocie, pod tarpem lub w płachcie biwakowej. To wyścigi, podczas których jedzie się siłą własnych mięśni (e-bike są niedozwolone), ale i – a może i przede wszystkim – głową. Bo to ją trzeba przekonać, by pozwoliła ciału na nieludzki nieraz wysiłek i zmęczenie. Na każdy dystans przewidziany jest odrębny limit czasowy, od 80 godzin do 250.
Z biegiem Wisły
Bodaj najpopularniejsza i najbardziej rozpoznawalna dziś impreza z cyklu rowerowych maratonów. Impreza – mimo stosunkowo krótkiego żywota – jest już ultrasową rowerową legendą. Wisła 1200, jak nazwa wskazuje, ciągnie się wzdłuż Wisły. W zależności od edycji śmiałkowie przemierzają dystans od źródeł do jej ujścia lub na odwrót. W przybliżeniu to ok. 1200 km, choć jak sami uczestnicy wspominają, tych kilometrów wychodzi zawsze więcej – a to dojazd na nocleg, a to do sklepu, a to jeszcze jakieś pobłądzenie. Ukończenie Wisły jest jednak nie lada prestiżem, więc każdy pedałuje, ile sił. Trasa biegnie wzdłuż rzeki, co jest nawiązaniem do dawnego stylu podróżowania wzdłuż dolin rzecznych. Prowadzi po wygodnych równiutkich asfaltach i szutrach, po skarpach, wałach, lub – niezwykle sporadycznie, ale jednak – po drogach z ruchem samochodowym.
Wisełka i Wisła Extreme
Pierwsza z nich to wersja soft Wisły 1200 (500 km). Doskonała opcja dla tych, których dystans pełnej Wisły jeszcze przeraża lub którzy nie mają urlopu na całość. Przejazd z Warszawy do Gdańska dostarcza nie mniej emocji. Nastawionym na wynik pozwoli się zmęczyć, a nieprzekonanych skutecznie wciągnie w macki fascynacji długodystansowym kolarstwem przygodowym.
Wisła Extreme to z kolei drugi biegun. Do pokonania jest trasa z Gdańska do... Gdańska, od ujścia Wisły do jej źródeł i z powrotem. Ponad 2300 km pedałowania w rozmaitym terenie, oczywiście w najlepszych, nadwiślańskich okolicznościach przyrody. Przygoda warta grzechu! Przeznaczona dla rowerzystów doświadczonych i zaawansowanych. Jeśli właśnie wstałeś z kanapy i zamarzyłeś o rowerowej przygodzie, wybierz inny dystans. To epickie wyzwanie nie wybacza nieprzygotowania.
Carpatia Divide
640 km bikepackingowej przygody w 180 godzin. Rowerowa karpacka frajda i zarazem najtrudniejszy wyścig MTB w Polsce. Trasa prowadzi przez całe polskie Karpaty. Statystyki początkowo mogą przerażać – w 2021 r. ze 157 osób do mety dotarło 96, ale nie taki wilk straszny, jak go malują. Trasa wprawdzie jest arcytrudna, bynajmniej nie dla każdego, ale jak mówią organizatorzy – na medal finishera Carpatia Divide trzeba sobie zasłużyć. A powalczyć warto – widoki na trasie i satysfakcja z pokonania tego dystansu wynagradza każdy trud.
Pomorska 500
500 km, 80 godzin, rower i ani jednej rzeki. Takie rzeczy możliwe są na trasie Pomorskiej 500, która przebiega przez Pomorski Wododział, od Zalewu Szczecińskiego do Zatoki Gdańskiej. Pozytywnie zaskakujący przyrodniczo region. Zaskakująco również terenowo, gdyż ci, co myślą, że tu jest płasko, mogą się zdziwić. Jeśli dodać do tego jeszcze piasek i ewentualne bagna po wcześniejszych ulewach – robi się wesoło. Do przejechania przy odrobinie determinacji.
Wschód
Trasa obowiązkowa dla pasjonatów wschodniej ściany Polski. Pozwala nie tylko zmierzyć się z długim dystansem, ale przy okazji nacieszyć historią pogranicza. Egzotyka polskiego wschodu zauroczy także i tych, dla których będzie to pierwsze spotkanie z tym regionem. Wschód to rowerowa frajda na 200 km dłuższa niż flagowa Wisła. Po stokroć warto!
Race Through Poland
To kolejny i jeszcze wyższy poziom rowerowego wtajemniczenia. Wyścig opiera się na podobnych zasadach co powyższe, tu jednak mamy dodatkową trudność. Uczestnicy otrzymują od organizatora informacje o punkcie startu i mety oraz czterech punktach kontrolnych, do których trzeba dotrzeć odcinkami obowiązkowymi. Poza wyznaczonymi fragmentami trasy uczestnik drogę pomiędzy nimi wybiera samodzielnie, ale żeby nie było za łatwo, regulamin jasno określa, którędy to pomiędzy może prowadzić (obowiązuje zakaz poruszania się np. po drogach krajowych). Pole do popisu jest więc zacne. Inicjatorem tej imprezy jest Paweł Puławski, w środowisku rowerowym znany jako Pico, częsty uczestnik długodystansowych wyścigów na świecie z licznymi sukcesami na swym rowerowym koncie.
Co później?
Później można jechać jeszcze dalej i więcej, i za granicę. Ale o tym następnym razem.