Polar Sport Denali Adventure na dachu Ameryki Północnej!
Denali zdobyte! Wspaniałe wieści nadeszły do nas nad ranem: ekipa Polar Sport Denali Adventure w komplecie zameldowała się na najwyższym szczycie Ameryki Północnej! - Szczyt zdobyliśmy klasyczną drogą West Buttress. Cały team ma się dobrze - napisał nam Wojtek Sowa.
Denali (6194 m n.p.m.), kiedyś zwana McKinley, może nie należy do szczytów najwyższych, jednak zdecydowanie nie jest to góra lekka, łatwa i przyjemna. W przeciwieństwie do Mount Everest nikt tam w bazie nikogo nie uczy zakładania i chodzenia w rakach, nie ma też gigantycznych kolejek do szczytu, Szerpów i poręczówek. To góra dla doświadczonych wspinaczy, którym nie straszne naprawdę zmienne warunki pogodowe.
Denali leży niedaleko koła podbiegunowego i jego subpolarnego klimatu, co sprawia, że wspinacze nie mają tu łatwego życia: huraganowe wiatry, gwałtowne burze śnieżne oraz temperatury nawet w lecie spadające do -50 stopni sprawiły, że już niejedna ekipa musiała się wycofać lub co najmniej zmienić plany. Niestety, tylko w maju dwóch wspinaczy straciło tam życie.
Ekipa - Maja Grzybowska, ratowniczka medyczna, Szymon Michlowicz i Wojtek Sowa, przewodnicy tatrzańscy i instruktorzy szkoły górskiej Polar Sport Adventures - na szczyt wchodziła i schodziła klasyczną drogą West Buttress (Zachodnią Grzędą), Dla fachowców technicznie nie jest trudna, ale ze względu na klimat i warunki pogodowe nie należy jej lekceważyć. - Tym bardziej, że base camp jest bardzo nisko, bo nieco na ponad 2000 m npm., podczas, gdy wspinamy się na wysokość ponad 4 kilometry wyżej - mówił przed wyjazdem Szymon Michlowicz. - To nie jest takie wyjście na Zawrat. Trudności techicznych tam nia ma, ale są trudności pogodowe, przewyższenie itd., co powoduje, że ta góra, choć ma nieco ponad 6000 m npm.dalej jest dość ekskluzywną górą - dodał Michlowicz.
Pierwotnie wspinacze mieli wchodzi drogą West Rib, ale będąc już na miejscu ostatecznie wybrali drogę normalną. - Całą akcję zaplanowaliśmy na około siedem dni, ale to wszystko zawsze zależy od pogody. Trzeba mieć plan, ale pogoda wszystko weryfikuje, co okazało się na naszym ostatnim wyjeździe, w zeszłym roku na Pik Lenina. Planowaliśmy dwie góry, wyszła tylko jedna, a przez osiem dni musieliśmy siedzieć w namiocie i czekać aż przestanie wiać - wspominał Wojtek Sowa.
Wtedy wiało już ponad 75 km/h, na Denali wiatry wiejace z prędkością 150 km na godzinę nie są niczym nienormalnym, a zdarzyło się, że wiało tam ponad 400 km na godzinę. - W górach Alaski wielkim problemem jest też zmienność pogody. W ciągu jednego dnia mamy słońce, deszcz, śnieżyce, ciszę i huraganowe wiatry. Wszystko jest bardzo dynamiczne i bardzo szybko się zmienia. Kolejną sprawą jest temperatura: w obozie może być +20 stopni Celsjusza, a 2000 m wyżej już tylko -30. czy -40 stopni, oczywiście chwilowo - opowiadał nam jeszcze przed wyjazdem Szymon Michlowicz
Na szczęście obyło się bez przygód i 27 maja o godzinie 2000 czasu lokalnego cała trójka zameldowała się na szczycie, a potem bezpiecznie zeszła do bazy. Czekamy na zdjęcia i opowieści prosto z Alaski. A jeśli ktoś chciałby osobiście posłuchać, “jak było”, dowiedzieć się o trudnościach, sprzęcie i całej wysokogórskiej logistyce, a przy okazji zdobyć Mnicha czy Niżne Rysy, zapraszamy na wyjścia z Polar Sport Adventures. A zdobyć Mnicha w takim towarzystwie…?