82 alpejskie szczyty w 78 dni – w ważnym celu
Podczas gdy wielu alpinistów chwali się zdobyciem wszystkich 82 alpejskich czterotysięczników, zaledwie garstce udało się to zrobić podczas jednej wyprawy. Holender Roeland van Oss dołączył w tym roku do tego elitarnego grona jako czwarty wpinacz. A co najważniejsze – z ważnym przesłaniem dla świata.
W 78 dni, polegając jedynie na sile własnych mięśni, poruszając się wyłącznie pieszo lub rowerem, pokonując ponad 100 000 m całkowitych przewyższeń, Roeland van Oss, holenderski alpinista, przewodnik górski i narciarski, stanął na szczycie 82 najwyższych szczytów w Alpach. W ten sposób zrealizował swój projekt Climbing4Climate, który miał na celu zwrócenie uwagi na zagrożenie, jakie niosą ze sobą nasilające się zmiany klimatu na świecie.
Holenderski alpinista podczas całej swojej wyprawy nie korzystał z żadnych pojazdów silnikowych ani kolejek linowych. Chciał zrealizować swój projekt, pozostając neutralnym pod względem emisji dwutlenku węgla. W rezultacie przejechał na rowerze w sumie ponad 1300 km, a ponad 600 km zaliczył wspinając się i wędrując.
Jak się okazało, największym wyzwaniem dla van Ossa stały się cofające się lodowce i luźne, spadające skały, będące nieodwracalnym efektem zmian klimatycznych, bardzo widocznych w Alpach szczególnie w tym roku. Problemy napotkał już na pierwszym szczycie, Piz Bernina (4048 m) w Szwajcarii. Po przybyciu do bazy od razu zrozumiał, dlaczego jeszcze nikt nie wspiął się na ten szczyt w tym sezonie. Lodowiec wysechł i przeobraził zbocze góry w „labirynt” do przejścia, co dramatycznie podkopało wcześniejszą pewność siebie van Ossa.
W ciągu pierwszych dziewięciu dni Holender zdobył tylko jeden szczyt. Następnie jednak nadrobił stracony czas, wspinając się na 25 gór w ciągu kolejnych 13 dni.
W rejonie Chamonix Holender po raz kolejny musiał zmierzyć się z niebezpieczną wspinaczką po luźnej skale. To właśnie tam najdotkliwiej dotknęły go kwestie związane z cofaniem się lodowców i zmianami klimatycznymi. Warunki, które panowały na górze, nazwał „najgorszymi, jakie kiedykolwiek widział” w tym rejonie. Na Matterhorn było tak mało śniegu i lodu, że van Oss pokonał całą trasę bez raków.
Jak trudna i wymagająca, również emocjonalnie, była to ekspedycja, Roeland van Oss opisuje w swoich mediach społecznościowych:
„7 razy chciałem zakończyć projekt;
5 razy płakałem podczas jazdy na rowerze;
13 razy wchodziłem na górę ze łzami w oczach;
5 razy rzuciłem rower w krzaki, bo miałem dość i odpoczywałem sam na poboczu;
4 razy mój partner wspinaczkowy zwyczajnie mnie wyrolował, nie myśląc o mnie;
2 razy ludzie wystawili mnie bez przyczyny;
8 razy ludzie krzyczeli na mnie z samochodu lub pokazywali mi środkowy palec…;
4 razy opiekunowie schroniska nakrzyczeli na mnie, bo zrobiłem rezerwację »za późno«;
11 krzywdzących wiadomości otrzymałem w trakcie i po zakończeniu projektu;
1 raz właściciel kempingu wystawił moje buty na deszcz, ponieważ były w niewłaściwym pomieszczeniu…”
Podsumowując swoje doświadczenie, van Oss napisał, że problemy, z którymi zmagał się podczas wyzwania, odzwierciedlały dokładnie szybkość zmian klimatycznych w górach. Było bardzo gorąco i sucho, temperatura znacząco wzrosła, powodując topnienie lodowców i opadanie skał. Poważne wypadki, które miały miejsce w tym sezonie w górach, jak chociażby lipcowa tragedia w masywie Marmolada we włoskich Dolomitach, w której zginęło 11 osób, mają bezpośredni związek z gwałtownym ocieplaniem się klimatu.
Źródło: Roeland van Oss facebook