Mateusz Waligóra wyrusza na biegun południowy!
W połowie listopada polarnik Mateusz Waligóra samotnie rozpocznie marsz w kierunku bieguna południowego. Przed nim 1200 km wędrówki przez największe pustkowie świata.
Wyprawa Waligóry może potrwać 60 dni. Podróżnik planuje zakończyć ją przy stacji badawczej Amundsen-Scott na biegunie południowym.
– O wyprawie na Antarktydę marzyłem od dziecka. I pomimo faktu, że w ostatnim czasie taką samą przyjemność, jak w trakcie przemierzania ogromnych pustyń, czerpię z wędrówek wzdłuż Wisły czy Bałtyku, to tamto marzenie we mnie przetrwało. Dlatego idę – mówi Waligóra.
Polarnik swoją wyprawę na biegun południowy przygotowywał przez wiele lat, a doświadczenie w długodystansowych wędrówkach zbierał na Grenlandii i pustyni Gobi. To wszystko po to, aby na Antarktydzie czuć się bezpiecznie, na tyle na ile to możliwe.
– Nie obawiam się zimna, choć temperatura może spaść poniżej – 40 stopni Celsjusza. Na to jestem przygotowany. Ale są rzeczy nieprzewidywalne. To szczeliny i wiatr – mówi Waligóra.
Swój marsz rozpocznie w zatoce Hercules Inlet na brzegu lodowca szelfowego Ronna, w pobliżu Gór Ellsworth, skąd następnie skieruje się na południe. To tam, a później jeszcze w rejonie Thiel Mountains, lądolód jest szczególnie popękany,
– To miejsca, w których muszę być wyjątkowo czujny. Idę sam, nie będzie nikogo, kto mógłby mnie z takiej szczeliny wyciągnąć. Wprawdzie zabieram z sobą telefon satelitarny, ale pomoc będzie uzależniona od warunków atmosferycznych. Żeby zminimalizować ryzyko wpadnięcia do szczelin, biegun południowy zdobywa się w nartach, które w zasadzie zawsze, gdy przebywamy poza namiotem powinny być na nogach – opowiada polarnik.
Kolejnym zagrożeniem jest wiatr, który na antarktycznym pustkowiu potrafi rozpędzić się do ponad 150 km/godz. Takie podmuchy obniżają odczuwalną temperaturę o kilkadziesiąt stopni i uniemożliwiają marsz. Wówczas jedynym schronieniem będzie namiot. Polarnik będzie ciągnął go ze sobą tak jak wszystkie inne pozostałe potrzebne rzeczy na „pulkach” (specjalnych sankach). Żywność to będą przede wszystkim liofilizaty. Podróżnik zabiera też ze sobą duży zapas żółtego sera, orzechów, suszonych owoców, słodyczy i masła. Taki zestaw zapasów sprawdził się już świetnie podczas tegorocznego marszu przez Grenlandię. W trakcie wędrówki na biegun polarnik musi dziennie przyjąć ok. 5 – 6 tys. kcal.
Jeśli wyprawa zakończy się powodzeniem, wówczas Mateusz Waligóra zostanie jedną z zaledwie czterech osób z Polski, które dotarły do bieguna południowego w trakcie takiej wędrówki. Dotychczas samotnie na biegun dotarli: Marek Kamiński, Małgorzata Wojtaczka i Jackek Libucha.
Podobnie jak w poprzednich wyprawach Mateusza Waligóry, tak i przy okazji wędrówki na biegun, jego zespół będzie publikował informacje dotyczące zmian klimatycznych dotykających to miejsce.
– Co stanie się, jeszcze temperatura na Antarktydzie wzrośnie o kilka stopni? O ile topiące się lodowce podniosą poziom mórz? I czy sam kontynent będzie za 20 lat tak samo niedostępny, jak był do niedawna? Opowiemy o tym. Ale tym razem jest jeszcze jeden temat, który wydaje mi się tak samo ważny – mówi Waligóra.
Podróżnik chciałby także zwrócić uwagę na temat kryzysów psychicznych. Sam chorował na depresję i po raz pierwszy czuje, że jest gotów więcej o tym opowiedzieć i wykorzystać zainteresowanie swoją wyprawą do przekazania ważnych informacji na temat zaburzeń zdrowia psychicznego. Z kolei w przekazywaniu tych informacji pomoże mu Fundacja eFkropka.
Mateuszowi Waligórze życzymy powodzenia w wyprawie i czekamy na jego relację z samotnej wędrówki!
Źródło: biegunpoludniowy.pl